lut 28 2004

.........


Komentarze: 0

Przytrafiła mi się taka przygoda która muszę opisać... na feriach oczywiscie.

No więc postanowiłam wyjsć sobie na spacer z Saba (mieszaniec owczarka górskiego i labradora). No więc idę sobie, Saba przede mna. Idę i idę i nawet się na nia nie patrzę. W końcu zerknęłam na nia, patrzę, a tu Saby nie ma. I się wkurzyłam. Leciałam jak głupia, jeszcze droga była taka wyboista i śniegu po kolana to się of course wywaliłam.

Czerwona, zdyszana, ale jakoś żyłam. Wypatrzyłam Sabę pod pagórkiem, który sięgałby... mniej więcej do 6 piętra bloku i jeszcze taki stromy był. Po paru sekundach Saba była już na górze.

Poczułam się winna, że ona nie będzie stamtąd umiała zejsć i postanowiłam sobie, ze jakos ją doprowadzę do domu. Wspinam sie na tą górę. już jestem prawie na szczycie, a Saba pobiegła na dół. I się wkurzyłam jeszcze gorzej niż wtedy kiedy uciekła pod ta cholerna górę. Rozważajac czy szybciej będzie zjechać po tym stoku czy iść, w końcu siadłam i zjechałam, ale na nieszczęście przewróciłam sie i cała się poobijałam. W dodatku wpadłam w krzaki.

OK. Jestem już na dole, a tu Saby nie ma. Zaczełam się drzeć jak wariatka i pobiegłam za nia.

Kurde, chyba z pół godziny tak latałam, cała okolicę przebiegłam, a Sabuni kochanej nie ma. Idę do domu a tu oczywiście Saba siedzi i wpierdziela jakieś obrzydliwe kosci.

Ech, pies chyba nie jest taki lojalny jak myslałam... to znaczy moze inny pies by mnie tak nie urzadził, ale Saba oczywiscie tak.

Myslałam też nad urządzeniem jakiegos konkursu na bloga. Jesli pod ta notka zgłosi się conajmniej 3 blogi, to cos się zorganizuje :D:D:D

 

hybri : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz